Czarnobyl. Turyści zwiedzą sterownię, w której doszło do katastrofy. To jedna z 21 nowych tras

Czarnobyl. Turyści zwiedzą sterownię, w której doszło do katastrofy. To jedna z 21 nowych tras

Dodano: 
Jedno z opuszczonych miejsc w okolicach Czarnobyla
Jedno z opuszczonych miejsc w okolicach Czarnobyla Źródło: boredpanda.com/Eleonora Costi
Prezydent Wołodymyr Zełeński już w lipcu zapowiedział ułatwienia dla turystów zwiedzających elektrownię w Czarnobylu. Teraz Ukraina ogłosiła otwarcie dotychczas niedostępnej dla turystów sterowni, w której zaczęła się się największa nuklearna katastrofa w historii. Wizyta w pokoju kontrolnym Unit 4 ma być częścią jednej z 21 nowych tras turystycznych.

Jak informuje „The Telegraph”, na terenie Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej ma zostać wyznaczonych 21 tras, które będą prowadzić przez najpopularniejsze miejsca w strefie. W ramach wyznaczenia nowych tras otwarty ma być również dostęp do miejsc, które do tej pory były zastrzeżone.

Jednym z nich jest sterownia Unit 4, w której w kwietniu 1986 roku pracownicy elektrowni przeprowadzali test, który ostatecznie doprowadził do wybuchu reaktora. W trakcie dochodzenia po katastrofie z pokoju kontrolnego usunięto większość sprzętu, jednak wciąż można w nim zobaczyć zardzewiałe panele z rzędami przycisków i wyświetlaczy.

Wizyta w sterowni wciąż jest niebezpieczna dla zdrowia z powodu radioaktywnego pyłu, którego promieniowanie wielokrotnie przekracza dopuszczalne normy. Dlatego turyści będą mogli wejść do sterowni jedynie na kilka minut, wyposażeni w maski i odzież ochronną, a przy wejściu i wyjściu z pomieszczenia będą dodatkowo sprawdzani.

Czytaj też:
Twórca „Czarnobyla” apeluje do fanów serialu. Chodzi o kontrowersyjne zdjęcia w miejscu katastrofy jądrowej

„Zielony korytarz” dla turystów w Czarnobylu

Już na początku lipca, prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełeński ogłosił szereg ułatwień dla turystów zwiedzających teren strefy wyłączenia. Zełeński zapowiedział utworzenie „zielonego korytarza” dla turystów, który ma ułatwić procedury i wjazd do strefy. Dodatkowo, ma być zniesiony zakaz robienia zdjęć i filmów, który i tak był notorycznie łamany. Niedawno zostały zatwierdzone także wycieczki łodziami po Prypeci.

Prezydent Zełeński chce, żeby turystyka wokół Czarnobyla stała się jednym z punktów wzrostu gospodarczego „nowej Ukrainy”. Zainteresowanie wycieczkami do Czarnobyla, które i tak rosło w ostatnich latach, po emisji serialu „Czarnobyl” przekroczyło oczekiwania. Jak podaje „The Telegraph”, w tym roku Czarnobyl odwiedziło już 87 000 osób, w porównaniu do 72 000 w całym 2018 roku.

Czytaj też:
Czarnobyl i Prypeć można zwiedzać. Jak zorganizować wycieczkę i ile ona kosztuje?

Serial Czarnobyl. Co wydarzyło się naprawdę, a co zostało wymyślone przez scenarzystów?

Postać Uliany Chomiuk
Duże kontrowersje budzi postać Uliany Chomiuk, która została całkowicie wymyślona przez scenarzystów serialu. Ma reprezentować całe środowisko naukowe ówczesnego ZSRR i skupiać w sobie poglądy wielu radzieckich naukowców w rzeczywistości zaangażowanych w sprawę. Może dlatego pojawiło się wiele opinii, według których Chomiuk jest postacią niepotrzebnie przemądrzałą. Twórca serialu, Craig Mazin uczynił tę postać kobietą, żeby podkreślić duży odsetek kobiet, jaki miał występować wśród naukowców i lekarzy w ZSRR.

Most śmierci
Już w pierwszym odcinku serialu widzimy ludzi obserwujących płonącą elektrownię ze znajdującego się w pobliżu Prypeci mostu. Następnie obserwatorów z mostu i innych mieszkańców miasta widzimy przedstawionych z objawami choroby popromiennej w czarnobylskim szpitalu. Most w pobliżu elektrowni po katastrofie nazwano mostem śmierci i, jak głosi miejska legenda, wszyscy ludzie, którzy obserwowali z niego pożar, zginęli. Jednak jest to mit, którego nie potwierdzają żadne dowody. W rzeczywistości, na skutek choroby popromiennej nie zginął żaden z okolicznych mieszkańców, oprócz operatorów elektrowni i uczestników akcji ratunkowej.

Tragedia strażaków
Niedługo po wybuchu pożaru w elektrowni, na miejsce katastrofy przybyła straż pożarna. Były to pojedyncze jednostki, a nie pokazana w serialu kolumna pojazdów. Strażacy byli przekonani, że gaszą zwyczajny pożar na dachu elektrowni. Nikt nie ostrzegł ich przed niebezpieczeństwem kontaktu z promieniowaniem. W niedługim czasie dostali choroby popromiennej, która objawiła się poprzez poparzenia, krwawe wymioty i utratę przytomności. Jak twierdzą eksperci, serial w bardzo wiarygodny sposób oddaje prawdziwe skutki choroby. Strażacy, którzy jako pierwsi gasili pożar na dachu elektrowni, zmarli w szpitalu, podobnie jak zostało to przedstawione w serialu. Ich złożone w piwnicy ubrania do dziś są jednym z najbardziej napromieniowanych obiektów na terenie czarnobylskiej zony, poza samym reaktorem.

Samobójcza misja trójki ochotników
Do misji polegającej na wypompowaniu wody ze zbiorników pod elektrownią rzeczywiście doszło. Jak się jednak później okazało, była ona zupełnie niepotrzebna, bo przedstawione w serialu zagrożenie powtórnym wybuchem okazało się nierealne. Nie zmienia to faktu, że wtedy uważano, że takie zagrożenie jak najbardziej istnieje i rzeczywiście trzy osoby wysłano do wypompowania wody ze zbiorników. Byli to Aleksy Ananenko, Walerij Bespalow i Boris Baranow. Ich misja nie była tak niebezpieczna jak przedstawia to serial. Woda w rzeczywistości sięgała do kostek, a tylko w jednym miejscu do połowy łydek. Z trzech śmiałków dwóch żyje do dnia dzisiejszego, a trzeci zmarł dopiero na emeryturze.

Odwaga górników
Górnicy z Tuły rzeczywiście zostali sprowadzeni na miejsce katastrofy ze względu na to, że w Czarnobylu są podobne warunki gruntowe, co w rosyjskiej kopalni. Ich zadaniem było wykopanie tunelu pod elektrownią, żeby z pomocą ciekłego azotu i „betonowej poduszki” zabezpieczyć ją od spodu. Dzięki temu reaktor nie przepalił fundamentów elektrowni i nie doszło do dalszego skażenia terenu i wód gruntowych. Rzeczywiście nie używano za wiele ciężkiego sprzętu. Jednak praca wszystkich górników nago jest nadinterpretacją reżyserów, chociaż istnieją wspomnienia górników o pojedynczych takich przypadkach. Niektóre źródła podają, że 170 z 450 pracujących przy katastrofie elektrowni górników zmarło w wyniku chorób nowotworowych.

Katastrofa śmigłowca Mi-8
W drugim odcinku serialu, jego twórcy przedstawili nam katastrofę wojskowego śmigłowca Mi-8, który brał udział w gaszeniu pożaru elektrowni. Załoga maszyny zrzucała na ogień specjalne ładunki z piasku, boru, dolomitu, gliny i ołowiu, które miały ugasić płonący reaktor. W rzeczywistości wypadek zdarzył się kilka miesięcy później, w czasie budowy sarkofagu nad miejscem katastrofy. Podczas oglądania serialu może nam się wydawać, że maszyna spadła, bo wleciała w słup dymu. Jednak jeśli przyjrzymy się bliżej tej scenie, zobaczymy, że twórcy oddali prawdziwy powód katastrofy śmigłowca, którym było uderzenie łopat wirnika w liny dźwigu. W rzeczywistości w katastrofie zginęły 4 osoby.

Ewakuacja ludności z czarnobylskiej zony
W promieniu 10 km od elektrowni utworzono strefę „szczególnego zagrożenia”, a w promieniu 30 km strefę „o najwyższym stopniu skażenia”. Wojsko wywoziło mieszkańców siłą uniemożliwiając zabranie im jakichkolwiek rzeczy, które zostały następnie zniszczone. Ludzie byli przekonani, ze ewakuacja jest tymczasowa. Przymusowa ewakuacja objęła łącznie ok. 350 tys. osób. Co ciekawe, wyznanie starszej kobiety z czwartego odcinka serialu jest oparte na prawdziwej wypowiedzi staruszki, która, jak wielu innych mieszkańców okolicznych terenów, zdecydowała się nielegalnie powrócić do swojej wioski. Kobieta w dokumencie „Babuszki Czarnobyla” z 2015 roku rzeczywiście stwierdza, że przeżyła zbrodnie Stalina i Hitlera, więc nie ma zamiaru uciekać przed niewidzialnym wrogiem.

Czyszczenie dachu i bio-roboty
W operacji czyszczenia dachu przed wybudowaniem sarkofagu rzeczywiście na początku próbowano użyć rosyjskich łazików kosmicznych i zdobytego z Niemiec robota o nazwie „Joker”. Jednak technologia nie wytrzymała trudnych warunków, a do akcji wysłano ludzi. Podobnie jak w serialu, pracujących na dachu żołnierzy nazwano bio-robotami. Miało być ich w sumie ok. 3800 i również w rzeczywistości maksymalny czas ich pracy ustalono na 90 sekund. To ci żołnierze usunęli aż 90 proc. zanieczyszczeń z dachu. Władze ukrywały tę informacje przed światem aż do 1990 roku.

Likwidatorzy skutków katastrofy
Podobnie jak w przypadku Chomiuk, trzech zaprezentowanych w serialu likwidatorów to jedynie symboliczna reprezentacja prawdziwych ludzi, którzy zajmowali się walką ze skutkami katastrofy. Według różnych danych, w pracach po katastrofie w Czarnobylu uczestniczyło od 600 tysięcy do nawet miliona osób. Byli to medycy, robotnicy i żołnierze, mobilizowani nawet w najdalszych regionach ZSRR. Do ich zadań należała m.in. ewakuacja ludności, przekopywanie i oczyszczanie obszarów w strefie wykluczenia, czy likwidacja żyjących tam zwierząt. Ich zdrowie było zagrożone z powodu wysokiego promieniowania, z czego często nie zdawali sobie sprawy.

Prawdziwa skala zagrożenia
W serialu pada sugestia, ze powtórna eksplozja zbiornika wody pod elektrownią mogłaby zamienić Europę Środkową w atomowe pustkowie. Takie zagrożenie przedstawia Legasow na rządowym spotkaniu w Moskwie. To mit, że do takiej eksplozji mogło dojść. Jednak wtedy o tym nie wiedziano i rzeczywiście taki scenariusz był rozważany, bo radzieccy naukowcy w prosty sposób przeliczyli ilość uranu i plutonu w reaktorze, na moc hipotetycznej bomby, którą można by było z takiej ilości pierwiastków zbudować. Jednak takie przeliczenie było zupełnie nieuzasadnione.

Wasilij i Ludmiła Ignatenko
Postać młodego strażaka, który zmarł na skutek choroby popromiennej i jego żony są prawdziwe. Ich historie poznaliśmy dzięki reportażowi Swietłany Aleksiejewicz „Czarnobylska modlitwa”. Kobieta rzeczywiście była w ciąży, a jej dziecko zmarło kilka godzin po porodzie ze względu na wysoką dawkę promieniowania jaką otrzymało. Jednak wbrew przewidywaniu lekarzy kobieta zaszła ponownie w ciążę i żyje z synem do dziś.

Proces odpowiedzialnych za katastrofę
Zaprezentowany w ostatnim odcinku serialu proces został zdecydowanie podkoloryzowany i zawiera wiele nieścisłości względem prawdy historycznej. Najmniejszym problemem jest to, że naprawdę odbyło się aż 18 posiedzeń sądu. W trakcie historycznego procesu oskarżono i skazano sześć osób, a nie trzy. Oskarżeni zachowywali się spokojnie i nie doszło do kłótni na sali rozpraw. Proces tak naprawdę był pokazowy, a wyroki ustalono w Moskwie. Dramatyczne wyznanie przez Legasowa prawdy w sądzie także jest zmyśleniem scenarzystów.

Ofiary katastrofy
Dokładna liczba ofiar Czarnobyla jest bardzo trudna do oszacowania. Według różnych źródeł bezpośrednio na skutek katastrofy zmarło od 31 do 54 osób, duża cześć z nich na skutek choroby popromiennej, ale także w skutek samej eksplozji, czy wypadków w trakcie likwidacji jej skutków. O wiele więcej ludzi zmarło na wywołane katastrofą choroby nowotworowe. Podaje się, że w ten sposób zmarło od 4 tysięcy do nawet 93 tysięcy ludzi. Promieniotwórcza chmura była też ogromnym zagrożeniem dla kobiet w ciąży, jednak dane na temat poronień wywołanych katastrofą są bardzo różne w zależności od źródła.

Inne nieścisłości
W serialu jest obecnych wiele innych nieścisłości i uproszczeń. Pokazane jako przykład propagandy wystąpienie Legasowa w Wiedniu, na zachodzie odebrano niezwykle pozytywnie. Prace w Czarnobylu koordynowało w rzeczywistości o wiele więcej osób niż Legasow i Szczerbina. Profesor w rzeczywistości miał żonę i dzieci. Podobno naprawdę nagrał taśmy na temat katastrofy, które krążyły wśród rosyjskich naukowców po jego samobójczej śmierci. Eksperci zwracają również uwagę, że w rzeczywistości prawdopodobnie nie doszło do wysadzenia pokrywy reaktora w czasie pierwszej eksplozji, a dopiero później doszło do jej zniszczenia. Sam pożar, który rozprzestrzenił się na dach elektrowni był na pewno o wiele mniejszy i łatwiejszy do opanowania.
Czytaj też:
Czarnobyl – historia. Jak doszło do największej katastrofy elektrowni atomowej?

Galeria:
Prypeć 33 lata po katastrofie w Czarnobylu. Zdjęcia z opuszczonego miasta
Opracował:
Źródło: The Telegraph