Wyznaję: jestem podatkowym recydywistą

Wyznaję: jestem podatkowym recydywistą

Ulica Chmielna w Warszawie (fot. Wikipedia)
Absolutnie nie chodzi o moją działalność gospodarczą ani firmę. Tu podatki płacę co do grosza i terminowo. Płacę też podatki od przychodów z wynajmu mieszkań, które stanowią moją, zbliżającą się wielkimi krokami, emeryturę. Tak – bo na państwową, mimo iż łożę na nią od dziesięcioleci, niestety specjalnie nie liczę. Ale jest jedna danina, której nie płacę dobrowolnie, lecz dopiero po wyroku sądu. To podatek od nieruchomości.

W zeszłym roku odwiedził mnie listonosz. Nigdy wcześniej tego nie robił, ograniczając swoją aktywność zawodową do pozostawienia awizo w skrzynce pocztowej. Tym razem uznał, że sprawa jest wagi państwowej, gdyż w nagłówku koperty widnieje napis: „Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieście, VI Wydział Cywilny, sygnatura akt…”.

Listonosz może uznał, że to wezwanie do więzienia, więc warto dać czas na ucieczkę.

Ale pewnie nic nie pomyślał. Wręczył, grzecznie potwierdziłem podpisem fakt skutecznego dostarczenia. W środku 20 kartek zadrukowanych obustronnie dosyć drobną czcionką. Dużo pieczątek urzędowych i imiennych. Spora lektura, w dodatku napisana urzędniczym, prawnym językiem, przekraczającym możliwości percepcji zdecydowanej większości obywateli.

Chodziło o niezapłacony podatek od nieruchomości w śródmieściu Warszawy, który rzeczywiście zapłacony nigdy nie był. Płatność dokonałem po owym obszernym zbiorze sądowych kwitów, wychodząc z założenia, że i tak ściągną mi tę kasę z konta, a nie lubię jak obcy na konto wchodzi. Podatki i śmierć są bowiem nieuchronne, o czym ciekawie opowiada film „Joe Black” z Bradem Pittem i Anthony Hopkinsem w rolach głównych.

Czytaj też:
Był bankrutem, został flipperem. Wygrał zdrapkę na stacji benzynowej i dorobił się 200 mln zł

Nie mija rok, domofon dzwoni. Tym razem kobiecy głos przedstawia się jako komornik sądowy. Serdecznie zapraszam na górę, obawiając się obstawy policyjnej i wyważenia drzwi. Miła pani jest sama i wręcza kopertę z tym samym nagłówkiem (inny tylko wydział, bo lokal z innej dzielnicy). Wydaje się grubsza od ubiegłorocznej korespondencji.

Przeliczam, tak, tym razem 30 kartek, czyli 60 stron druku A4. Składając na mniejszy format, książkę by już można śmiało wydać.

Doczytać się w zbiorze kwitów, o co konkretnie chodzi, o jaki adres nieruchomości i jaka jest zaległa kwota podatku, to robota żmudna i czasochłonna. A odsetki za zwłokę, to już adresat-skazaniec ma sobie sam policzyć, bo urzędom i sądom się nie chce, lub/i nie potrafią. Kolejna obserwacja: mniejszy lokal, mniejszy podatek, więcej kartek w kopercie. Może to przypadek, może reguła.

Czytaj też:
Knajpy dla zaszczepionych, inni popiją na murku

Dla kontrastu. Dziś przed południem SMS od operatora komórkowego: „Wystawiliśmy fakturę nr… na kwotę… (…) Fakturę możesz opłacić bez prowizji w łatwy sposób korzystając z aplikacji w swoim telefonie” – i tu adres witryny. W tym samym czasie w/w wymieniona faktura przychodzi na maila. Można ułatwić klientowi życie i co ważne zwiększyć sobie szansę na szybką, bezproblemową zapłatę? Można.

Ale dwa warunki. 1. Trzeba być firmą prywatną nastawioną na optymalizację zysku, a nie państwowym czy też samorządowym tworem, dla którego to sprawa wtórna. 2. Trzeba coś wiedzieć o nowoczesnych, choć już powszechnie stosowanych technologiach.

Czytaj też:
Kulisy wprowadzania „Nowego Ładu”. Szykuje się rewolucja w podatkach. „Mocno stracą najbogatsi”

Ktoś powie: szanowny autorze, po co się użalasz, zamiast po prostu płacić regularnie te podatki od nieruchomości, bo przecież nie kwestionujesz ich zasadności? Otóż nie jest to wcale takie proste.

Żeby płacić, trzeba się mocno uszarpać.

Okazuje się, że od nabycia nieruchomości, przez co rozumie się akt notarialny, szczęśliwy nabywca ma nie myśleć o urządzaniu mieszkania, tylko ma zgłosić do urzędu dzielnicy, wydział jakiś tam, fakt nabycia lokalu. Ma na to dwa tygodnie. Fakt, iż dokładnie ten sam obowiązek spoczywa na kancelarii notarialnej, w której to transakcja się dokonała, nie ma żadnego znaczenia.

Czym więcej podmiotów, więcej papierów, tym większe uzasadnienie w utrzymywaniu i zwiększaniu ilości stanowisk pracy. Więcej wypitych kaw, plotek o naczelniku wydziału podczas jarania fajek pod budynkiem urzędu. Taka logika.

Czytaj też:
Lewandowski? „Koszulka na straganie najwyższym honorem”

Jak już zgłosisz fakt nabycia mieszkania, to urząd naliczy ci podatek. I tak naliczać będzie co roku, bo to wartość zmienna, a raczej stale rosnąca. Informację wyśle ci pocztą. Ale, uwaga, w tak błahych sprawach to już listonosz nie pofatyguje się do adresata, tylko wrzuci awizo. Jeśli jesteś czujny i wygrzebiesz tę karteczkę spośród stosu ulotek w skrzynce, czeka cię wyprawa na pocztę. Tam, w zależności czy z pięciu czynne są dwa okienka, czy tylko jedno, po bliżej nieokreślonym czasie, odbierzesz pismo z urzędu. Na koniec dane ci będzie dokonać przelew.

Jak zapomnisz, nie dostaniesz maila czy SMS-a z urzędu – te formy komunikacji nie są tam znane w relacjach z interesariuszami.

Urzędom znane i lubione są za to sądy, które zarzuca się duperelnymi sprawami. I tu podzielam pogląd rządzących, że aparat sądowniczy wymaga reformy. W tej sprawie na pewno. W innych niekoniecznie.

Źródło: Wprost

Ostatnie wpisy