Lumpeksy weszły do centrów handlowych. Czy podbiorą klientów sieciówkom?

Lumpeksy weszły do centrów handlowych. Czy podbiorą klientów sieciówkom?

Lumpeksy to coraz częściej eleganckie butiki
Lumpeksy to coraz częściej eleganckie butiki
Second handy to dziś eleganckie butiki, w których ubiera się co trzeci Polak i które coraz częściej znajdziemy w centrach handlowych. Czy tzw. „lumpeksy” wygryzą Zalando i H&M?

Sklepy z używaną odzieżą stały się elementem tzw. ekonomii współdzielenia; miejscem, gdzie można zademonstrować swoje poparcie dla idei „zero waste”, a przy okazji upolować coś unikalnego i jeszcze sporo na tym zaoszczędzić. Nie dotyczy to tylko zachodnich rynków, bo Polacy też chętnie zaglądają do lumpeksów: już prawie co trzeci z nas ubiera się w takich sklepach. Rośnie też nasza świadomość ekologiczna na temat drugiego życia odzieży. Prawie połowa Polaków nie wyrzuca już ubrań, tylko przekazuje je do ponownego noszenia lub innego użytku. Na tym trendzie korzystają polscy przedsiębiorcy, którzy nad Wisłą prowadzą prawie 30 tys. sklepów typu second hand. Ich biznes nakręcają też znane osoby, jak: Olga Tokarczuk, Anja Rubik czy Magda Gessler, które lubią pochwalić się perełkami złowionymi w lumpeksach. Dziś krajowy rynek odzieży używanej jest już wart ok. 6 mld zł rocznie i ciągle rośnie. Czy w kolejnych latach umocni się tak bardzo, że podbierze klientów znanym sieciówkom?

Szmateksowa rewolucja

Na początek aktualizacja dla tych, którzy dawno do lumpeksów nie zaglądali i nadal kojarzą je z małymi szmateksami, gdzie po sufit piętrzą się sterty poplamionych i niezbyt przyjemnie pachnących ubrań. To już przeszłość, bo dzisiejsze second handy to coraz częściej albo eleganckie butiki, do których przyjeżdża tylko wyselekcjonowana odzież od znanych marek i projektantów (ubrania na wieszakach, buty poukładane na regałach, wielkie lustra w przymierzalniach), albo wielkopowierzchniowe dyskonty z przestronnymi, jasnymi wnętrzami, gdzie wyprasowane i wypachnione ubrania posortowano według kolorów i rodzajów. Zmieniła się też klientela lumpeksów. Oprócz starszych pań przychodzą młode dziewczyny, ale też osoby z grubymi portfelami – lekarki, menadżerki, prawniczki. Na tym nie koniec awansów w tej branży, bo wiele second handów już weszło do galerii handlowych. Przykładem mogą być sklepy polskiej sieci VIVE Profit, które znajdziemy np. w Galerii Gala w Lublinie, w Centrum Handlowym Załęże w Katowicach czy Echo w Radomiu.

– Odzież używana nie jest już masowa, ale idzie w stronę czegoś unikatowego. Na rozwiniętych rynkach, jak USA i Europa Zachodnia, możemy mówić wręcz o luksusowej półce ubrań vintage. W Polsce też zmierzamy w tym kierunku. Najlepiej świadczy o tym fakt, że sklepy VIVE Profit pojawiają się w centrach handlowych. To ruch, który byłby nie do pomyślenia jeszcze całkiem niedawno – mówi Agnieszka Servaas, prezes VIVE Management, spółki nadzorującej m.in. sieć 34 sklepów VIVE Profit w całej Polsce

Wspomniana unikatowość używanej odzieży bierze się stąd, że coraz więcej rzeczy pozyskiwanych z Zachodu nie nadaje się do odsprzedaży. To przede wszystkim wszechobecna fast fashion, czyli kiepskiej jakości ubrania przeznaczone na krótki cykl życia, które dość szybko się zeszmacają. To powoduje, że w obiegu jest w zasadzie tylko dobrej jakości, niemasowa odzież. A do tego sieciówki second-handowe zaczęły się wzorować na popularnym „TK Maxxie”, bo podpatrzyły, że klienci kochają polowania na wysoką jakość w niskich cenach.

– Dobre sklepy second hand można z grubsza porównać do popularnego TK Maxxa. Klienci wiedzą, że często odwiedzając nasze sklepy, mają dużą szansę trafić na prawdziwe perełki. Do tego kolekcje zmieniają się co tydzień. Tu działa efekt „polowania na okazje”. W sieciówkach kolekcje zmieniane są bardzo często, ale nie aż tak – wyjaśnia Mateusz Bolechowski, rzecznik Wtórpolu, jednej z największych polskich firm zajmujących się obrotem używanych tekstyliów. Wtórpol prowadzi w Polsce ponad 120 second handów pod marką „TekStylowo” i ciągle otwiera kolejne. W ubiegłym roku na używanej odzieży zarobił 10 mln zł przy 200 milionach złotych przychodu.

Lumpeksy na salonach

Ale czy to oznacza, że w Polsce handel odzieżą używaną będzie się miał już tylko lepiej, a swoje powoje otworzą przed nim także te najbardziej eleganckie galerie handlowe? Agnieszka Górnicka, prezes firmy badawczej Inquiry, ma mieszane uczucia: – To nie jest takie proste. Nie wyobrażam sobie, żeby typowy lumpeks był w stanie wynająć powierzchnię w prestiżowej galerii, przy czynszach idących w kilkadziesiąt euro za metr kw. Jest też kwestia wizerunkowa, bo, jak mówi Górnicka, najlepsze centra handlowe bardzo dbają o swój „image”. Dopuszczą taki sklep tylko wtedy, jeśli da się go „zapakować” w koncepcję proekologiczną, prezentując wersję dopasowaną do profilu galerii – twierdzi. Tak na przykład było w przypadku poznańskiego sklepu z używanymi rzeczami „Wieloryb”, który w styczniu tego roku przez 10 dni miał stoisko promujące ideę zero waste w prestiżowym Starym Browarze w Poznaniu. Konieczność oswajania polskiego klienta z towarem z drugiej ręki w galeriach handlowych to efekt stereotypów, które przez lata narosły wokół sklepów z odzieżą używaną. A które to sklepy - choć istnieją od lat w krajach zachodnich - nigdy nie były traktowane na równi z odzieżowymi sieciówkami.

Wszystko wskazuje jednak na to, że czasy dominacji tych ostatnich stopniowo się kończą, a coraz bardziej eleganckie lumpeksy nie tylko mogą podebrać im klientów, ale nawet porządnie im zagrozić. Co do tego, że tak się stanie, nie ma wątpliwości amerykański sklep internetowy handlujący używaną odzieżą. ThredUP przygotował w tym roku specjalny raport, w którym przewiduje, że w ciągu dekady przychody rynku second hand wyprzedzą wyniki finansowe sieciówek. Zdaniem autorów tych prognoz rynek mody z drugiej ręki będzie wart do 2022 roku 41 miliardów dolarów, a do 2028 roku – już 64 mld dolarów, wobec 44 mld dolarów, ile jest wart rynek „fast fashion”. Agnieszka Górnicka zaleca jednak ostrożność przy takich spekulacjach. – To nie sklepy z używaną odzieżą zabiorą klientów sieciówkom, ale rosnąca wiedza konsumentów na temat destrukcyjnego wpływu „fast fashion” na środowisko, za czym może pójść mniejsza konsumpcja i spadek przychodów w tej branży. Największe sieci już dostrzegają to zagrożenie, o czym świadczy choćby nowa strategia Reserved, ogłoszona w ostatnich dniach – twierdzi ekspertka Inquiry.

Czytaj też:
Najlepsze znaleziska z lumpeksów. Internauci pokazali swoje skarby

Źródło: Wprost