Zakopiańczyków nie stać na życie w swoim mieście. Apartament w piwnicy albo wyprowadzka

Zakopiańczyków nie stać na życie w swoim mieście. Apartament w piwnicy albo wyprowadzka

Zakopane
ZakopaneŹródło:Pixabay
Małżeństwo urzędników z Zakopanego nie ma szans na kupienie mieszkania w mieście, w którym być może mieszkają od dzieciństwa. Nie przy cenach, które dawno przebiły barierę 10 tys. zł za metr. Kto odziedziczy dom po rodzicach, będzie mógł dalej mieszkać pod Tatrami. Dla pozostałych zostaje najem albo wyprowadzka.

Jak być pośrednikiem nieruchomości, to w Zakopanem. Gwarancja pięknych widoków w godzinach pracy, a do tego milionowe transakcje niemalże na porządku dziennym. Przy zakopiańskich cenach nieruchomości zejście poniżej miliona jest po prostu bardzo trudne. W tym roku za metra kwadratowy nowego apartamentu trzeba tu zapłacić nawet 40 tys. zł. Średnia cena to 35 tys. zł.

Co kupimy w Zakopanem do 10 tys. za metr

Przejrzałam serwisy nieruchomości i znalazłam oferty poniżej 10 tys. zł za metr, ale niższa cena wynika z pewnych, nazwijmy to, mankamentów. Otóż 66-metrowy apartament (nie zwykłe mieszkanie!), którego atutem ma być lokalizacja („3,5 km od Krupówek, w pobliżu stacja narciarska Nosal”) znajduje się w piwnicy. To opcja dla tych, którzy mieszkając w stolicy Podhala, nie potrzebują do szczęścia widoku gór z okna, ba, nie będą mieć przecież żadnego widoku. Miesięczny czynsz wynosi 1000 zł, do tego prąd płatny osobno.

Znalazłam jeszcze mieszkanie do wykończenia w budynku wielorodzinnym, który choć powstał w 2010 roku, to do dziś nie został zamieszkany. I właściwie tyle, gdy chodzi o oferty do 10 tys. zł.

„Gazeta Wyborcza” przywołuje więcej ofert z Podhala: Murzasichle, działka budowlana o wielkości 11 arów – 750 tys. zł. Ząb, kilkudziesięcioletni dom jednorodzinny o powierzchni 60 m kw. – 780 tys. zł. Sierockie – działka budowlana z widokiem na Tatry – 1 mln 560 tys. zł. Zakopane, dom z 1964 roku o powierzchni 200 m kw. – 3,3 mln zł.

Nie od dziś wiadomo, że większość mieszkań w budynkach z basenami, siłowniami i ochroną powstaje nie dla mieszkańców Zakopanego, którzy po wyprowadzce z domu rodzinnego chcą pozostać w swoim mieście, lecz dla bogatych klientów z Warszawy czy Krakowa, którzy chcą elegancko mieszkać pod Tatrami. Dla kupujących ze średnim portfelem (i taką samą zdolnością kredytową) deweloperzy nie mają wiele do zaproponowania. Rynek wtórny nie jest dużo bardziej hojny w tym względzie. Sprzedający wiedzą, że mogą wystawić mieszkanie po bardzo wysokiej cenie, bo wcześniej czy później znajdzie się nabywca.

Płaczą, ale nie zapłacą, bo nie mają z czego

Nic więc dziwnego, że młodzi zakopiańczycy czują się w swoim mieście jak niechciani petenci. Zakopiańska „Gazeta Wyborcza” relacjonuje rozmowy z dwojgiem „młodych rozczarowanych”. Żadne z nich nie mogło sobie pozwolić na własną nieruchomość w mieście, w którym się wychowali. Urzędniczka ma szczęście, bo dziadkowie zawczasu wybudowali wielki dom – taki typowo góralski, trzypiętrowy, z wieloma pokojami. Znalazło się z nim miejsce dla rodziny, którą założyła. Mniej szczęścia miał mężczyzna, który musiał wyprowadzić się do innej gminy, bo choć oboje z żoną zarabiają, to własny dom mogliby zbudować pewnie za sto lat.

Albo i dwieście, bo na razie nic nie wskazuje na to, by Zakopane, które wielu majętnym ludziom kojarzy się z prestiżem, miało stracić w ich oczach na popularności. Poza tym, że niejeden biznesmen chce w weekendy pić whisky na tarasie z widokiem na góry (a żeby się nie zmęczyć, z Warszawy przyleci helikopterem. W mieście powstaje coraz więcej prywatnych lądowisk), to dla wielu Zakopane jest miejscem do bezpiecznego inwestowania nadwyżki finansowej. Apartamenty są następnie wynajmowane turystom, a jako że ceny nieruchomości w Zakopanem rosną o kilkanaście procent rocznie, to po sprzedaży pozwolą zarobić kilkadziesiąt, a może i kilkaset tysięcy złotych.

Zakopiańczycy płacą za zużycie dróg

Załóżmy, że taki nie-milioner ma działkę (kupił lub, co bardziej prawdopodobne, odziedziczył) i chce wybudować dom. Poza tym, że za materiały zapłaci w tym roku znacznie więcej niż w latach poprzednich, bo w całej Polsce obserwujemy szalony wzrost cen materiałów budowlanych, to jeszcze musi zapłacić gminie za to, że samochody z materiałem będą dojeżdżały do jego posesji. To nie żart: radni zakopanego przyjęli uchwałę, zgodnie z którą budujący dom muszą wnieść opłatę za wydanie pozwolenia na przejechanie po drodze z ograniczeniem tonażowym pojazdom z materiałami.

Wynosi ona 10 tysięcy złotych od jednego domu. Kto na działce buduje dwa czy trzy budynki, płaci odpowiednio więcej. Opłata nie jest nielegalna, możliwość jej pobierania wynika z przepisów i każdy inny samorząd też może ją wprowadzić. Jest ona uzasadniona dbałością o stan dróg, za utrzymanie których płacą przecież wszyscy podatnicy. Ciężki sprzęt uszkadza jezdnie dużo bardziej niż samochody osobowe, więc zamawiający ciężkie towary powinni w większym stopniu partycypować w kosztach utrzymania – taką logiką kierowali się zakopiańscy radni.

Mieszkańcy te racje przyjmują, ale i tak czują się łupieni, bo w mało którym samorządzie taka opłata obowiązuje. Nie rozumieją też, dlaczego 10 tys. zł ma płacić budujący średniej wielkości dom i condohotel z kilkudziesięcioma mieszkaniami – przecież do tego drugiego kurs zrobi dużo więcej aut.

Czytaj też:
Ceny mieszkań: drogo, drożej. Tylko Warszawa zaskoczyła